|
www.foxydigitalis.com
"Sonic Suicide" is the latest
CD from Poland's ethnic drone trippers,
The Magic Carpathians. I've never been
disappointed by what Anna Nacher and
Marek Styczynski do. Each of their albums,
dating back to when they went by the name
Atman in the mid 90s up till now, has
been marked by some kind of unique
identifying mark or theme. "Sonic
Suicide" is imbued with the
spiritual world angst of the last two
years. The industrial sound-scape of
"The Prison of Your Mind," a
propulsive loop of mechanized rhythms and
angular guitars, is a scorching electro/
krautrock evocation. "2003" has
somber guitar cycling beneath Anna's
irate, unorthodox vocal, bringing to mind
Renate Knaup and Diamanda Galas. "Carpathian
Herbs" and the title track explore
more extended trance space that falls
somewhere between early Amon Düül II
and Hell on earth. And closer "Om Ah
Sarasvati Namaha (Cosmic Version)"
combines ethnic instrumentation, hypnotic
chants and Hendrexian guitar sonics into
a transcendent meltdown. That seems to
sum up this record; it's another chance
to rise above the muck through lysergic
sound tunnels rendered in headphones-ready
stereo splendor. - Lee Jackson
NEWSWEEK
25/2005
Karpaty
Magiczne to jeden z najciekawszych
polskich zespołów eksportowych. O jego
powodzeniu świadczą nie nakłady płyt,
ale fakt, że ich rozimprowizowaną
muzyką rozbrzmiewa np. nowojorska
Downtown Music Gallery. Wbrew tytułowi
"Sonic Suicide" to nie
samobójstwo, ale duchowa pielgrzymka. Na
swej jedenastej już płycie Anna Nacher
i Marek Styczyński w unikalny sposób
łączą przetworzoną elektryczną
gitarę z alikwotycznym śpiewem,
organiką dętych instrumentów
etnicznych oraz elektroniką dźwięków
o niezwykłej amplitudzie i
częstotliwościach wykraczających poza
przyswajalne przez człowieka pasmo.
THE MAGIC CARPHATIAN PROJECT "Sonic
Suicide" (Vivo Records)
CAFE 6/2005
Zachód
potrzebował zaledwie chwili, by poznać
się na wartości muzyki Karpat
Magicznych. Debiutancki album "Ethnocore"
(1999) rzucił na kolana nowojorską
awangardę zgromadzoną wokół Downtown
Music Gallery i podbiły recenzentów
magazynu "Wire", poświęconego
muzyce współczesnej. Z kolei światowa
premiera "Sonic Suicide" miała
miejsce w szwedzkiej Umei. W Polsce mimo
wydania już jedenastej (!) płyty
elektroniczno-szamański duet Marek
Styczyński - Anna Nacher pozostaje
zespołem prawie nieznanym. Jak żartują
sami muzycy, wszystko to dlatego że
żadne z nich nie prowadzi teleturnieju
ani nie reklamuje rajstop. "Nie
gramy dla poklasku, ale dla siebie",
mówią. Ostatnio wprowadzili zasadę
niekoncertowania w salach w których
prowadzony jest wyszynk. "Sonic
Suicide" jeszcze wyżej podnosi
poprzeczkę słuchaczom. PKM zabiera nas
bowiem w magiczną podróż w przestrzeni
dźwięków dętych instrumentów
etnicznych, alikwotycznego śpiewu,
przetworzonej gitary elektrycznej,
wsamplowanych prawosławnych modłów i
badoogi, czyli własnej konstrukcji
generatora sinusoidalnych fal
dźwiękowych o niezwykłej amplitudzie i
częstotliwościach wykraczających poza
przyswajalne pasma dźwięku. Bon Voyage!
KARPATY MAGICZNE "Sonic Suicide"
(Vivo Records)
GAZETA WYBORCZA / MARCIN BABKO
Polska muzyka etniczna znów jest na
topie. Dzięki zagranicznym sukcesom
Kapela ze Wsi Warszawa stała się
pupilkiem mediów. Jednak nie tylko
Kapelą żyje polski folk. Krajowi
pionierzy nurtu grają świetnie -
przykładem najnowsza płyta Karpat
Magicznych. W latach 70. w polskiej
muzyce etnicznej liczyły się dwa
zespoły. Osjan był znany dzięki
oficjalnie wydawanym płytom, Atman za
sprawą koncertów (nagrywać zaczął w
następnej dekadzie). W latach 90.
członkowie Atmana otoczeni byli przez
fanów niemal kultem. Marek Styczyński,
współzałożyciel grupy, opowiada, że
ten czas był dla niego jak "zabalsamowanie
za życia". Dlatego rozwiązał
zespół i w 1998 r. razem z Anną Nacher
założył Projekt Karpaty Magiczne.
Dziś mają w dorobku jedenaście płyt
nagranych w duecie lub z zaproszonymi
muzykami (określają się jako projekt,
a nie regularny zespół). Wszystkie
mieszczą się w szeroko pojmowanym
nurcie world music. Nie udają, że
urodzili się w Irlandii czy na Jamajce.
Nie starają się reanimować ludowych
pieśni, interesuje ich współczesna
muzyka świata. Ale nie taneczna, z
doklejonymi rytmami techno czy reggae.
Karpaty Magiczne tworzą trans, który
fascynuje pierwotną siłą, przypomina o
plemiennych formach i funkcjach muzyki.
Ważnym elementem są wplatane do
utworów nagrania terenowe - Styczyński
kolekcjonuje je od lat 70., gdy zaczął
podróżować po świecie. Na nowej
płycie "Sonic Suicide"
słychać m.in. fragmenty występów
nepalskich fakirów i liturgii
prawosławnej z monastyrów Bułgarii.
W kraju wciąż znani są nielicznym, ale
dali już kilkaset koncertów na świecie
(na kilkadziesiąt koncertów w USA ani
jeden nie odbył się w klubie polonijnym).
Przesyłając utwory internetem, nagrali
z amerykańskim zespołem Cerberus Shoal
album "The Life & Times Of...".
Ich utwory ukazały się na kilku
międzynarodowych kompilacjach. W Polsce
uczestniczyli w składance "Tribute
to Kryzys" (gdzie obok m.in.
Dezertera i Pidżamy Porno grali własne
wersje piosenek pionierów polskiego punk-rocka).
Karpatom Magicznym blisko do rock'n'rolla.
Przede wszystkim za sprawą Anny Nacher.
Preparuje brzmienie swojej gitary, a
szorstkie i brudne riffy przypominają m.in.
Sonic Youth. Wokół jej wokalnej
techniki narosły legendy - nie na darmo
nazywana jest "polską Diamandą
Galas". Na nowej płycie też
eksperymentuje z głosem, ale utwory
takie jak "2003" lokują ją
bliżej np. twórczości P.J. Harvey. To
najbardziej "elektryczny" album
w historii zespołu, również
najbardziej "piosenkowy" (dużo
dobrych melodii). Zespół osiągnął
ten efekt perfekcyjnie łącząc
nowoczesną technikę nagraniową ze
starymi instrumentami z całego świata.
Karpaty Magiczne działają na uboczu
naszej sceny. Sami różnie nazywają
swoje dźwięki: ethnocore, biomuzyka,
ethnoise. Niezależnie od etykietek, to
muzyka warta poznania. Nie tylko ze
względu na bogate biografie
Styczyńskiego i Nacher, którzy
wspólnie piszą też książki, a w
swojej nowosądeckiej galerii Stary Dom
organizują warsztaty poświęcone m.in.
ekologii, feminizmowi, etnobotanice i
nauce gry na starych instrumentach.
POPUPMAGAZINE / Tomek Doksa
Od początku istnienia Karpat Magicznych,
Projekt ten wydał jedenaście albumów.
Liczba to niemała, zwłaszcza że
działalność rozpoczął nie tak wcale
dawno. Płyta najnowsza rozpoczyna
nowy rozdział muzycznej wędrówki
Karpat, oscylując wokół elektroniczno-gitarowego
noise`u, esencjonalnie ujmującego ducha
dźwiękowej intensywności. Anna Nacher
oraz Marek Styczyński nadal podróżują
w swoich kompozycjach, zabierając nas w
drogę, pełną brzmieniowej
orientalistyki wywoływanej szerokim
zastosowaniem instrumentów. Żaden
dźwięk wydaje się nie być
przypadkowym, a wszystkie sample z
terenów odmiennych kultur oraz wokalizy
przechodzące od śpiewu po szept,
składają się kolejno na etniczną
wędrówkę po niepoznanych rejonach
muzycznych światów, brzmiącą jak
zatapianianie się w elektryzującym
źródle paranoicznej tajemniczości.
Otwierająca nowy cykl zwany ethnoise
płyta "Sonic Suicide" nie ma
formy albumu przystępnego i łatwego w
odbiorze, co czyni z niej mocno
atrakcyjną pozycję współczesnej
muzyki. Eksperymentalizm dźwiękowy,
oparty do elektronicznej i noise`owej
surowości, wiercącej umysł i duszę,
intryguje i wciąga swoją
demonicznością. Słuchając całego
krążka wydaje się jakoby dane nam
było poznać zupełnie nową, acz
odwieczą kulturę, z której kipi
duchowy niepokój i dramaturgia.
Skumulowana energia i nieposkromiona
wyobraźnia muzyków wylewa się spod
każdego dźwięku "Sonic Suicide",
pozwalając gęstnieć mrocznej
atmosferze budowanej przez hałaśliwe,
etniczne, akustyczne czy dęte
instrumenty. Bardzo twórczy efekt pracy
Projektu Karpat Magicznych mam nadzieję,
iż przerodzi się w niemniej
fascynujące neurotyczne zapędy, bowiem
ta płyta to istna dźwiękowa otchłań
na wyciągnięcie ręki.
BRAINWASHED / Jonathan Dean
I wish more people knew about this group,
as they are often brilliant, and
far more consistent than a lot of bands
who get way more press. The Magic
Carpathians began as a side-project of
Polish progressive band Atman, but
since 1998 the group has become the
primary outlet for the music of Anna
Nacher and Marek Styczynski. Their
releases as TMC have ranged in character
from vocal-driven, subterranean avant-rock
to experiments in instrumental
ethno-drone, ritualistic tribal music and
indigenous Easter European folk
forms. The element that has remained
consistent throughout all of the work
is Anna and Marek's ceaseless quest for
boundary-less, transcultural
psychedelia; locating hidden connective
currents of drone, rhythm and
hypnotic melody in music drawn from
strikingly disparate locales. I much
prefer their drone-heavy Ethnocore series
of albums to their more skeletal,
song-driven work exemplified by albums
like Ksiega Utopii and last year's
Euscorpius Carpathicus; I really admire
their songs, it's just that I prefer
the dense, textural qualities of their
ethnic drone work. In answer to my
prayers, it seems, the Carpathians have
inaugurated a new series of releases
subtitled Ethnoise that seek to
synthesize both of the group's approaches
into a complex whole. Sonic Suicide
matches Anna Nacher's possessed vocal
workouts with long passages of thick,
vibratory trance music, extended
kraut-jazz freakouts and gentle Karpaty
folk. Adding to this newfound
eclecticism are several tracks revisiting
the third-eye psychedelic guitar
workouts familiar from Atman's heyday,
and a few tracks that utilize a
specially built synthesizer to create
devastating squalls of analog noise
and rippling waves of drone. This might
be the best Magic Carpathians album
yet, as its got something for everyone,
and yet the whole album still feels
very much of a piece. In "The Place
I Come (Second Take)," Anna Nacher
sings
in English and Polish with a visceral
energy that variously recalls Patty
Waters, Yma Sumac and Renate Knaupt,
against a tensely funky jazz-rock
backdrop filled to bursting with
chattering synths, vocal multitracking
and
swooping, psychedelic effects. Anna's
vocals are intense, spitting out
apocalyptic couplets which a Polish
friend helped me translate: "Our
palms
are opening and we believe/Life is
waiting for us/The broken glass/We
believe in seven/I don't know anymore."
The song fades out to a field
recording of Moroccan street music.
"Carpathian Herbs" is a descent
into a
dark tangle of lysergic noise, a nearly
15-minute track that journeys
through deeply fucked-up mental corridors,
layering all manner of loops and
samples into a bubbling cauldron of noise
that all makes some sort of
terrible dream-sense. At times, the music
is so filled with sonic detail and
layers of samples, field recordings,
synthesizers, backwards-tracked melody
and a breathtaking array of
instrumentation from around the globe, it's
difficult to concentrate attention on one
particular element. The net effect
is frequently stunning, however, assuring
this album an early spot on my
year-end best list.
TERRASCOPE.CO.UK
Many Americans incorrectly (but
understandably) seem to feel they were
the only ones devestated by the events of
September 11, 2001. Truth is, those
tragic moments left an indelible mark on
the psyches of the entire world, and the
fallout has gradually reverberated
throughout the international music scene
with tribute and/or concept albums
trickling into the marketplace ever since.
Poland's Projekt Karpaty Magiczne (The
Magic Carpathians Project) has been
releasing challenging, ethnic, avant folk
masterpieces (self-described as ethnocore)
since Annę Nacher and Marka
Styczyńskiego (aka Marek Styczynski)
began the project with several friends in
1998 while collaborating on Atman's final
release, 'Tradition' (Drunken Fish, 1999).
Following a trio of 'Ethnocore' releases,
the duo's eleventh album launches their
new 'Ethnoise' series and, with titles
like 'The Prison of Your Mind' and 'Asylum
on the Moon' can be approached as a
concept album about coming to terms with
loss, loneliness, and insanity in an
increasingly evil universe. Nacher
(w)raps her wordless scat vocals around
the "second take" of opener, 'The
Place I Come' while she and Marka
demonstrate their dexterity on a range of
multi-ethnic and homemade instruments
ranging from her tampura, sruti box,
"waves & tronics" to his
didjeridu, Finn pipes and ocean drums,
not to mention the proverbial field
recordings, sonic suicide, fuck-ups, toys,
found objects and magic tree rattles that
appear throughout the recordings. Nacher
slowly orients the listener to its
decidedly eastern European surroundings,
which are as bleak as the barren trees
and snow-covered landscape of the cover
photo of Anna, closed-eyed and trapped (or
protected?) by a Queen's death mask(?).
It's cold, aloof, yet fascinatingly
intriguing, and sucks us into the vortex
of 'The Prison of Your Mind,' a cacophony
of distorted guitars, waves, electronics
and loops that demonstrates through its
seven frightening minutes trapped inside
a spaghettied traffic jam of fried
synapses, rubber rooms of discarded grey
matter, and frantic mental detours down
one-way dead ends desperately seeking
that elusive escape hatch that a mind is,
indeed, a terrible thing to taste.
'Carpathian Herbs' may not have
the romantic allure of Panama Red,
Acapulco Gold or Nina Hagen's tribute to
"haschisch, feinstes kaschmir,
edelster tuerke, [and] afghanisches gras,"
but with Styczyńskiego's various flutes,
pipes, sax, oboes, clarinets and
didjeridus doing loopdaloops around
Nacher's bastardized radio sounds and
ecstatic wailing obliterating the line
between pleasure and pain until she's
literally speaking in tongues (none of
them English), this is one, fucked-up,
hallucinatory bad trip. Your only hope is
to either keep reminding yourself that
those voices, hands and fangs groping at
you in the dark are all in your mind - a
horrific phantasmagoria born of the
native herb or, better yet, just say
"Nie!" To regain your sanity,
it may be necessary to take a deep breath
and a cold drink of water. The
title track is a lumbering Phoenix,
laboriously rising through a distorted
electronic haze, discarding its ashen
cocoon to be reborn in a world protected
by chanting monks in a monastery in Rila,
Bulgaria and fakirs performing high above
the Nepalese Himalayas. (The unique
electronic background sounds come
courtesy Styczynski's manipulation of
Mirek Badoora's badoog, an analog sound
modulator he designed and built
especially for this session which emits
sinusoidal amplitude modulations, thus
delivering sounds you've literally never
heard before). The mental anguish
and emotional torment continues unabated
on 'Asylum on the Moon,' as Nacher (in
English) relates the torturous tale of
our heroine trapped in a Snake Pit, with
its repetitve chorus, "Her brain
squeezed like an orange" sung as an
anguished plea for mercy. Its closest
relatives are Siouxsie's 'Voodoo Dolly,'
Janis' 'Ball & Chain,' or any number
of Nina Hagen's psychotic, demented
tongue-twisters. In contrast, Anna's
gently rolling guitar and Marka's soaring
Finn pipes on the uplifting 'Warsaw Vibes'
suggests their inherent love of their
homeland will give them strength to rise
above whatever the world throws at them:
perhaps by enveloping yourself in these
warm Warsaw vibes, that insanity "out
there" will be held at bay for a few
moments longer. Admittedly not the
most sonorous introduction to this
talented duo's gifted body of work (believe
me, the title is well-founded),
adventurous listeners may, like these
Magic Carpathians, find hope and slowly
begin to rebuild their lives after the
world-changing events of 9/11 and the
Mideast conflicts. As Anna sings on '2003,'
"It's been a hard time/Getting used
to life/On the brink of tragedy/2003/Watching
war games on TV." We can all hope
and pray that, someday soon, those TVs
will have something else to entertainus
with.
(Jeff Penczak)
GAZ-ETA
Karpaty
Magiczne po raz kolejny mnie zaskoczyły
- chociaż właściwie nie powinienem
czuć się zaskoczony znając
przynajmniej część wcześniejszych
dokonań grupy. W każdym razie nowa
Karpat jest zupełnie inna w klimacie od
"Water Dreams" - i nie mam tu
na myśli słów "lepsza" czy
"gorsza" - po prostu inna. To
nadal ambient ale już psychodelia.
Melorecytacje Ani i transowy lecz (co
prawda delikatnie) świdrujący mózg
gitarowy pulsik... Funky? Progrock?
Neofolk? Acid coś tam? - Jak zwał tak
zwał, wciąga w każdym razie nieźle a
oprócz zgrzytów, pisków i szumów
sporo etniki zawiera. Dalej muza, zgodnie
z tytułem płyty jest coraz bardziej
zawiła - ale jednocześnie coraz
bardziej fascynująca, zgrzytające
minimale wbrew pierwotnemu wrażeniu
mają swój ukryty sens i swoją ukrytą
melodię... I gdy już, przy piątym
kawałku "Asylum of the Moon"
sądziłem, że chyba już mnie nic nie
zaskoczy, pojawił się kawałek szósty
"Warsaw Vibes" a potem siódmy...
bluesowy "2003" a potem
kosmiczna wersja "Om Ah Saravati
Namaha". Zadziwia mnie, ile
nietypowych dźwięków można wydobyć z
typowych instrumentów - a z drugiej
strony jak ciekawe dźwięki można
wydobyć z nietypowych lub tych mniej
powszechnych. Klimatu Karpatom Magicznym
odmówić nie można, schizoidalne
samobójstwo dźwiękowe przy kolejnych
słuchaniach odkrywa swój sens. I w
pewnym momencie dostrzegam (a przede
wszystkim dosłuchuję się)
podobieństwa (czy wręcz kontynuacjami)
do tak lubianej przeze mnie płyty "Water
Dreams". Odnajduję piękno
połączeń noizzowo-folkowych,
industrialno-etnicznych, psychodeliczno-transowych
i tak dalej... Płyta ta, mimo, że
każdy kawałek jest w zasadzie inny,
jako całość jest jednością a totalny
odjazd tylko ją jednoczy w sobie.
Podsumowując - Karpaty połączyły
sprzeczności w zgodę, czystość etno z
brudem industrializacji, poezję z
hałasem i jeszcze parę innych rzeczy,
których pewnikiem doszukam się przy
następnych słuchaniach. Co ciekawe -
rano, przy pełnym słońcu słuchało mi
się tego materiału kompletnie inaczej
niż późnym wieczorem - tu też nie
stwierdzę kiedy lepiej/gorzej - inaczej.
Stwierdzę zatem lakonicznie - fajna
płyta!
V.Ziutek
DZIENNIK POLSKI / GZL
Nowosądecki zespół Karpaty Magiczne to
jedno z najoryginalniejszych zjawisk na
polskiej scenie muzycznej. Działając od
siedmiu lat, proponuje nagrania, w
których spotykają się elementy
europejskiego i azjatyckiego folkloru z
improwizowanym jazzem i eksperymentalną
elektroniką. Kolejne wydawnictwa grupy
przyniosły jej międzynarodową sławę,
czego efektem są zagraniczne trasy
koncertowe i współpraca z artystami z
różnych części naszego globu.
Najnowszy album formacji - "Sonic
Suicide" - jest całkowitym
zaskoczeniem. Odpowiadająca za jego
brzmienie para liderów Anna Nacher -
Marek Styczyński, zrezygnowała niemal
całkowicie w swych nowych nagraniach z
charakterystycznych dla ich twórczości
elementów etnicznych. Jedynie w jednym
nagraniu - "Warsaw Vibes" -
słychać pasterską fujarkę, jakże
często wykorzystywaną przez zespół na
poprzednich płytach. Na "Sonic
Suicide" dominują brzmienia
elektrycznych gitar. Raz stanowią one
podkład do ekspresyjnych wokaliz ("The
Place I Come From"), a kiedy indziej,
nałożone na siebie, tworzą transowe
motywy ("The Prison Of Your Mind")
lub niosą kojącą melodię ("Warsaw
Vibes"). Dźwięki te dalekie są
jednak od oczywistości rockowego grania
- przetworzone przez elektroniczne
generatory, zyskują zupełnie inny
wymiar: odrealniony i hipnotyczny.
Nastrój ten potęgują brzmienia
uzyskiwane przy pomocy specjalnie
skonstruowanego na potrzeby płyty
syntezatora, zwanego "Badoogiem".
Emitowane przezeń efekty, nadają
muzyce z płyty kosmiczny wymiar ("Carpatian
Herbs"). Nie brak tu również
dźwięków bardziej klasycznych
instrumentów - fortepianu czy saksofonu
("Asylum On The Moon"). Ale i
one mają posmak free jazzowej
improwizacji. Niezwykle brzmi głos Anny
Nacher - jej wokalizy raz przypominają
dramatyczny śpiew Patti Smith ("Asylum
On The Moon", "2003"), a
kiedy indziej - dzikie szmańskie
lamentacje ("Carpatian Herbs").
Nie brak na płycie typowych dla grupy
nagrań terenowych - tym razem są to
śpiewy nepalskich lamów i
prawosławnych mnichów z bułgarskiego
monastyru.
Całość robi mocne wrażenie - "Sonic
Suicide" to godzinna porcja
elektrycznej psychodelii w najlepszym
stylu.
BROKEN FACE
Although The
Magic Carpathians' brand new release, Sonic
Suicide will offer no big surprises
to fans, this disc does show a different
side of the band that partly have gone
unrepresented on their previous outings.
What is fundamentally different about
this one is that it doesn't contain as
much foreign instrumentation and that it
offers a slightly more noisy and guitar-oriented
kind of experimentalism. But the overall
effect is still somewhat similar with
electro-acoustic drones, found sounds,
ethno noise, primitive folk structures
and vibrating clusters of electric
pulsations pulling the listener into a
hot bath of mind-cleansing sounds. The
aural patterns are often repeated over
and over again and one can't help but to
bring out over-used expressions such as
hypnotic and dream-like to describe its
overall effect. Treated electric guitars,
field recordings from all over the globe
and all sorts of homemade electronics
wrestle with saxophone, clarinet, flute,
gongs, percussion and Anna Nacher's
powerful voice. Nacher sings beautifully
in one second and in the next chants and
mumbles words indistinguishably as if in
a trance, and the blend of English and
Polish only further cements the feel that
something utterly original is taking
place here. Fans of The Magic Carpathians
will not need more incentive for picking
up this excellent release. Newcomers will
be excited by the duo's growing
connection to the free folk scene but the
music is presented in such a spell-binding
and inimitable way that Anna Nacher and
Marek Styczynski still occupies a secret
sonic vista than no one else dares to
enter. This is a monumental release that
might be the Carpathians' strongest work
to this day, and obviously comes highly
recommended
HI FI I
MUZYKA / RADOSŁAW
PASTERNAK
Wygląda na to, że Anna Nacher i Marek
Styczyński telepatycznie wysłuchali
moich próśb i nagrali płytę, która
prawie idealnie trafia w moje wypaczone
gusta. "Sonic Suicide" ma
wszystko, czego brakowało poprzedniej
"Euscorpius Carpathicus":
energię, ciężar, drapieżność i
korzenny trans. Posługując się
podtytułem "ethnoise", duet
proponuje powalającą fuzję pozornie
odległych stylistyk, pod którą
mógłbym podpisać się obiema
rękami. Wprawdzie nie jest to album tak
bezkompromisowy jak "Constant
Shallowness Leads To Evil" Coila,
jednak udane połączenie folkowego
instrumentarium i nagrań terenowych z
różnych stron świata z elementami soft-noise
"dla ludzi" (rozstrojone radio,
zwichrowane generatory dźwięku oraz nie
mniej szalone partie instrumentalne)
czyni z "Sonic Suicide"
pozycję wyjątkową w skali światowej.
Przykład:
na tej płycie słyszę wreszcie, że
Anna Nacher jest wyjątkową wokalistką.
Jej interpretacje skojarzyć się mogą
miejscami z PJ Harvey i Sinead O'Connor,
ale to nie wszystko. Mnie osobiście
powaliły egzotyczne techniki emisji
głosu, wyjęte z tradycji blisko- i
dalekowschodnich, a także dyskretne
podążanie ścieżką wytyczoną przez
genialną Sainkho Namchylak. Tak trzymać!
Niecierpliwie czekam, co będzie w
przyszłości.
Album ten zaskoczył mnie swoją bezpośredniością i
przekazem emocjonalnym. Mam jednak
wrażenie, że jest to cenny minerał
ujawniony światu w surowej, pierwotnej
formie. Strach pomyśleć co będzie, gdy
zespół w pełni oswoi się ze swoją
nową stylistyką i doszlifuje ją do
perfekcji. Następcą będzie pewnie
materiał z podtytułem "ethnoise #2"
i wtedy za muzykę będę musiał
postawić szóstkę!
INDEPENDENT.PL / ŁUKASZ
MARCINIAK
Pod tą nazwą kryje się projekt
założony przez Annę Nacher i Marka
Styczyńskiego. Jest to już ich
jedenasta płyta i musze podkreślić,
że dość przełomowa. Nie da się jej
zbytnio porównać do poprzednich
dziesięciu albumów. Jest zdecydowanie
bardziej hermetyczna w swym brzmieniu.
Zresztą zmiana tajest zabiegiem celowym,
dlatego że "Sonic Suicie"
otwiera nowa serię, nazwaną przez
twórców "Ethnoise".
Znajdziemy tutaj osiem kompozycji
stanowiących wyraźny krok w stronę
elektroniki. Mimo, że przy nagraniu
użyto wielu tradycyjnych dla Karpat
Magicznych instrumentów ( etniczne
instrumenty dęte, klarnet, saksofon ) to
zostały one poddane odpowiedniej
obróbce elektronicznej. I to słychać!
Nawet gitara Anny Nacher została
przepuszczona przez wiele efektów i
przesterów - przez to odnosiłem
wielokrotnie wrażenie zbieżności
dźwięków z takimi formacjami jak
chociażby kultowe Sonic Youth. Zresztą
podobieństw brzmieniowych jest więcej -
momentami miałem wrażenie jakbym
słuchał orientalnego projektu Billa
Laswella "City of Light". Innym
razem sposób śpiewania pani Nacher
przywodził na myśl manierę Lydii Lunch.
Jednak widać tu jakiś pomysł,
poprzednie ich albumy wydawały mi się
trochę nijakie, "Sonic Suicide"
ma natomiast charakter - zmusza
słuchacza do zatrzymania się i
poświęcenia mu uwagi. Za rozsądną
cenę dostajemy ładnie wydany produkt (
zdjęcie z okładki jest dziełem Bogdana
Kiwaka, który wraz z członkami Karpat
Magicznych, założył projekt Photo::Drone
), zawierający sporo ciekawych,
bezkompromisowych brzmień. Jakbym miał
się już do czegoś przyczepić, to
momentami odnosiłem wrażenie deja vu -
za dużo skojarzeń z innymi wykonawcami,
ale. nie ma co przesadzać, od porównań
nie zawsze da się uciec. Z ciekawością
czekam na kolejne płyty z tej serii.
|